środa, 9 sierpnia 2017

Nierówna wojna na plastry... czyli produkt do depilacji marki VEET.

Nierówna wojna na plastry... czyli produkt do depilacji marki VEET.
Depilacja to temat, który spędza sen z powiek znacznej ilości kobiet. Jest to sprawa dość dokuczliwa i tylko z pozoru mało wymagająca. Wizerunek idealnych gładkich, bez skaz nóg, przedstawiany nam w reklamach w rzeczywistości niestety staje się dla wielu z nas zbyt odległy, czasem zupełnie niemożliwy... Naturę ciężko oszukać, ale można znaleźć odpowiednie produkty, by choć w jakiś stopniu dobrze się ze sobą czuć i być zadowolonym z własnego ciała.


Używałam naprawdę wiele produktów do depilacji i golenia. Wiele pianek, maszynek, kremów do depilacji, które nie zdawały egzaminu, bądź dawały bardzo przeciętne efekty. Najgorszym dla mnie problemem były jednak podrażnienia i uczucie szorstkości dzień po wykonywanej depilacji. Nie powiem teraz, że nie macie pojęcia jakie to denerwujące, bo założę się, że przynajmniej 50% z Was przeżywa to samo co ja. Jedynym produktem po który dotychczas nie sięgałam były plastry z woskiem. Byłam bardzo ciekawa, czy są takie rewelacyjne, jak to reklamują media, a także niektóre instabloggerki. Popędziłam do Rossmanna i zakupiłam te do skóry normalnej. Miałam szczęście, bo akurat trafiłam na promocję i zapłaciłam za nie 11,99


W opakowaniu znajdziemy 12 plastrów oraz 2 chusteczki do użycia po depilacji. Są one dość mocno nasączone olejkiem, co ułatwia rozprawienie się z pozostałościami wosku na naszym ciele. Jak jest w praktyce? Plastry moim zdaniem nie dają rady. Miałam w planie zużyć po 4 na nogę, a przy szóstym (jednej nogi) straciłam cierpliwość i nerwy...
Plastry wyrywały 5% włosków, a resztę zostawiały. Ponadto komfort użycia był bardzo niski, pomijając ból towarzyszący wyrywaniu, na nogach pozostawały duże ilości wosku, którym nie dały rady załączone chusteczki, mycie mydłem i szczotkowanie ostrą stroną gąbki. Dopiero oliwkowanie i kremowanie przez minimum 2-3 godziny pozbyło się klejących się śladów na moich łydkach.
Dodatkowo plastry bardzo mocno mnie podrażniły, od depilacji minęły 3 dni, a ja nadal mam krostki i niewielkie "placki" w niektórych miejscach. Pocieszam się faktem, że nie wydałam na nie więcej niż 12 zł, bo to zmarnowana inwestycja.

Podsumowując, nie polecam plastrów, więcej podrażnień, aniżeli korzyści z ich użytkowania. Dla mnie strata pieniędzy. Lepiej zainwestować pieniądze w jakąś dobrą maszynkę. Buziaki. :)

wtorek, 8 sierpnia 2017

Beach waves... czy da się zrobić szałową plażową fryzurę bez morskiej kąpieli?

Beach waves... czy da się zrobić szałową plażową fryzurę bez morskiej kąpieli?
Każda z nas fantazjuje o wspaniałych fryzurach, długich włosach, które byłyby miękkie w dotyku, a na dodatek gęste. Co zrobić, by te marzenia zamienić w rzeczywistość? Dziś odpowiem Wam na  pytanie czy to w ogóle możliwe, przedstawiając produkt, który zrobi Wam na głowie niezły misz-masz! Pytanie tylko w jakim sensie...
Wiele z was myśli teraz: ,,Ale że jak to? Nieład na głowie? Przecież ja wciąż tak układam włosy, by tam go nie było..."
Otóż w pewnym wieku zmienia się tok myślenia... przynajmniej w moim skromnym przypadku...


Przedstawiam Wam gagatka zwanego przeze mnie pieszczotliwie "panem solonym". Tak naprawdę marka tutaj nie gra największej roli, choć niewątpliwie działanie różnych produktów o tym samym przeznaczeniu może być zupełnie inne. Ja zakupiłam spray solny z Isany, choć pierwotnie udałam się do sklepu po ten osławiony spray ze Schwarzkopfa. Nie upierałam się jednak przy jego szukaniu tylko wzięłam ten, ot co - nawet tańszy od planowanego kolegi.
Pytanie tylko czy dobrze zrobiłam? Czy sprawdził się w swojej roli? Czy może zawiódł na całej linii?


Zanim coś napiszę, zaznaczę, że to moja subiektywna opinia. U każdego może działać inaczej. Ja jednak jestem na NIE. Jak cofnę się w czasie, tak o dobre kilka lat, denerwowało mnie to w jakim stanie są moje włosy po wyjściu z morza. Kto by pomyślał, że nastanie taki trend włosowy? No cóż, na pewno nie ja... ale do meritum. Producent obiecuje matowe wykończenie i tu owszem włosy są MATOWE. Producent obiecuje nawilżenie, ja raczej obserwuję przesuszenie moich włosów. A finalnym, najważniejszym punktem oczywiście przysłowiowe beach waves, których po tymże sprayu nie dostrzegłam u siebie...
Po użyciu tego produktu mam wrażenie, że moje włosy są bardzo obciążone, uklejone, niemiłe w dotyku (akurat tego można się spodziewać po tego rodzaju produktach), na dodatek są splątane i niewiele wspólnego mają z falami po morskiej kąpieli... Dla mnie wyrzut pieniędzy w błoto, aczkolwiek nie byłabym sobą, gdybym nie wypróbowała.

Gdybym miała podsumować ten produkt w jednym słowie, podsumowałabym go słowem: BUBEL. Jednakże za cenę 10 zł nie będę tego robić, a po prostu przestanę się łudzić, że zrobi na moich włosach fantazyjne fale. Jeśli jednak macie ochotę to wypróbujcie i dajcie koniecznie znać, czy może u Was zadziałał tak jak w obietnicach producenta. Niestety, ja ciągle będę marzyć o kąpielowych falach na moich bujnych włosach... Bo nieład na głowie to ja lubię! Buziaki!